W jeden z wrześniowych weekendów wybrałem się w podróż na Słowację. Wyjazd był częściowo z naciskiem na kolej, a częściowo na turystykę. Za cel obrałem sobie malowniczo położone, ciekawe architektonicznie linie w rejonie masywu Fatry, Horna Stubna - Hronska Dubrava i Diviaky - Banska Bystrica oraz zwiedzanie położonej przy tej pierwszej linii Kremnicy. Zajrzałem także do wpisanej na listę UNESCO Bańskiej Stiavnicy, do której dotarłem lokalną linią ze Zvolenia.
DZIEŃ 1.
Żeby udało się w miarę sensownie wszystko rozplanować, należało wyruszyć w piątek przed 13. Podjeżdżam Łka z Fabrycznej na Widzew i czekam na DOKERA do Katowic. Ten o dziwo zjawia się planowo. Bilet dostałem bez gwarancji miejsca, jednak od Częstochowy trochę się rozluźniło i znalazłem wolne siedzenie. Podróż do Katowic jak zwykle bez większych ciekawostek. 40 minut wykorzystuje na wizytę w sklepie. Przed 16 również bez opóźnienia podjeżdża GALICJA do Bohumina z zieloną siódemką na czele. Pierwszy wagon bezpośredni do Pragi i tam też mam miejsce. Skład jedzie przez Gliwice i Racibórz. Przed wjazdem na stację w Bohuminie stoimy kilka minut przed semaforem i z lekkim opóźnieniem wysiadam w Czechach.

Do kolejnego pociągu mam pół godziny. Na stacji trwają manewry związane z przepinaniem wagonów, oprócz zielonej siódemki jest jeszcze jedna oraz dziewiątka. Mojemu rychlikowi z Ostravy do Ziliny wypisuje się 15 minut opóźnienia. Z takim też się zjawia. Ludzi sporo, ale z miejscem siedzącym nie ma problemu. Wydłużają nam się postoje w Karvinie i Trzyńcu, a w Mostach u Jablonkova stajemy ze względu na remont i ruch jednotorowy. W końcu ruszamy i w Zilinie jesteśmy z opóźnieniem +33.
Mam tutaj zaplanowany nocleg ze względów logistycznych, po prostu tak wypadło. W samym mieście już kiedyś nocowałem, posiada ono dwa rynki, dość ładne, jednak nie porywają. Po zameldowaniu wychodzę jeszcze na drobny posiłek i idę odpocząć przed kolejnym dniem.
DZIEŃ 2.
Pobudka dosyć wczesna. Po szybkim śniadaniu udaje się na dworzec i zakupuję bilet do Kremnicy. Chwilę później zjawia się RegioPanter z Cadcy do Liptowskiego Mikułasza. Magistrala jest bodajże w remoncie, bo na dużej części odcinków są dosyć mocne ograniczenia prędkości. Moim celem są Vrutky, skąd wyruszają pociągi na południe. Docieram tam po godzinie 8 rano. Mój pociąg do Prievidzy już podstawiony, jednak nie otworzył jeszcze drzwi dla podróżnych. Na wyświetlaczach różne dziwne rzeczy. Na moment pojawiają się między innymi Leopoldov, Trnava, Komarno, a później na dłuższą chwilę relacja Bratysława - Vrutky.






Gdy nadchodzi godzina odjazdu, konduktorka informuje, że odjazd nastąpi z 10 minutowym opóźnieniem. W międzyczasie zjawia się leo express, a my ostatecznie ruszamy +16. Linia jest dwutorowa, sieć trakcyjna kończy się na stacji Martin. W tle widać już masyw Fatry.
Pierwszy przystanek to Priekopa.
Następnie Martin, w którym jeszcze będę, więc od razu Pribovce-Rakovo.
Klastor pod Znievom.
Turcianske Teplice, miejscowość uzdrowiskowa, jedna z najstarszych w Europie o takim statusie.
Horna Stubna zastavka.
W Hornej Stubnej szybka przesiadka na oczekującego motoraka do Zwolenia. Jest to stacja węzłowa, odgałęzia się tu linia w kierunku Prievidzy, którą dalej po zmianie czoła pojedzie szynobus, który właśnie opuściłem. Przesiada się sporo ludzi.
Odjeżdżamy z kilkuminutowym opóźnieniem. Jedziemy tak zwaną starą trasą do Zwolenia, która została zbudowana w 1872 roku. Prowadzi ona ciekawymi terenami przez Góry Kremnickie. Na trasie jest kilka tuneli, jak i różnice wysokości. Mechanik zapomniał włączyć światło w motoraku, więc po wjeździe do pierwszego z tuneli w środku nastała ciemność. Kierowniczka włączyła latarkę w telefonie i poszła się upomnieć :). W pobliżu Kremnickich Bani znajduje się punkt uważany przez niektórych za środek kontynentu europejskiego.
Widoki z trasy.
Do Kremnicy utrzymuje się niewielkie opóźnienie.
Stacja położona jest nieco na uboczu, z dala od centrum miasteczka. W budynku chyba funkcjonuje jakiś pub, ale z kartki wynika, że czynny jest od 14. Czynna jest również kasa biletowa, prowadzi ją dyżurny i otwiera 30 minut przed pociągiem, a bilety sprzedawane są z mobilnego terminala.
Kremnica powstała prawdopodobnie w XIII wieku, a przyczyną jego powstania było wydobycie złota na tych terenach. To tu znajduje się siedziba mennicy państwowej Słowacji. Zejście z dworca do miasta dla pieszych prowadzi wybrukowaną ścieżką w dół.
Po około 20 minutach w końcu docieram do miasta. Pierwszy widok to zamek miejski z murami obronnymi. Po przejściu przez bramę wchodzi się na plac miejski z kolumną Świętej Trójcy. Na wzgórzu nad miastem góruje gotycki kościół Świętej Katarzyny. Wzdłuż rynku ciągnie się średniowieczna zabudowa mieszkalna.
W okolicach bramy miejskiej znajduje się punkt informacji turystycznej, który oczywiście odwiedzam. Po zwiedzaniu odwiedzam jeszcze piekarnię, gdzie zakupuję bardzo dobry burek. W okolicy kręci się kot, który jest bardzo natrętny wobec spacerowiczów. Wejście na górę, na stację jest bardziej męczące i nieco bardziej czasochłonne niż zejście, no ale jakoś trzeba z tym żyć :). Po dotarciu zakupuję bilet do Zwolenia i oczekuję pociągu. Motoraczek zjawia się mniej więcej o czasie.
Frekwencja dość spora. Trasa całkiem ciekawa, na tym odcinku również są tunele. Na stacji Hronska Dubrava dołączamy do dwutorowej, zelektryfikowanej linii z Bratysławy do Zwolenia.
Jazda nie trwa długo i po paru minutach wysiadam na dworcu głównym w Zvoleniu. Nie jest to miejsce szczególnie atrakcyjne. Dużo ludności romskiej, ogólny nieład i duch modernizmu sprawiają, że nie sprawia dobrego wrażenia. Mam trochę czasu, więc kręcę się po okolicy. Nad miastem góruje zamek. Poza nim to właściwie nic ciekawego. Wracam więc na dworzec gdzie wsiadam w motoraczka do Bańskiej Szczawnicy. Jadą dwa, jednak tylko jeden jedzie do końca, drugi bodajże do Levic, rozłączane są po drodze.
Początkowo jazda po tej samej trasie, którą przyjechałem. W Hronskiej Dubravie zmiana czoła, odłącza się też drugi motorak. Linia do Bańskiej Szczawnicy jest nieco w klimatach pagórkowatych, trochę leśnych, także jest ciekawie. Zdarzają się także tunele, w tym najdłuższy przed samą stacją końcową.
Kozelnik.
Banska Bela.
Bansky Studenec.
Stacja w Bańskiej Szczawnicy klimatyczna, jednak sprawia wrażenie opuszczonej. Czynny chyba tylko jeden tor, budynek dworca zabity dechami.
Dworzec znajduje się daleko od centrum miasta. Najpierw trzeba zejść po długich, dość stromych schodach do głównej ulicy. Przy niej zarezerwowany mam nocleg. Wyszło fajnie, bo jest on akurat po drodze z dworca do miasta. Po zameldowaniu się, które nie przebiegło bez problemów z pisownią miasta i nazwiska, nie mogę zrobić nic innego jak pójść pozwiedzać. Bańska Szczawnica jest bowiem miastem wpisanym na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W niektórych przewodnikach właśnie to miasteczko jest wymieniane jako największa słowacka atrakcja. Wielka szkoda, że kolej w tym miasteczku ma właściwie marginalne znaczenie. Widać dużo wpływów węgierskich, wszak jesteśmy niedaleko granicy. Samo miasteczko bardzo urokliwe, zdecydowanie godne polecenia! Zabytkowe uliczki, przepiękne pomniki, kawiarenki, strome podjazdy, to wszystko zdecydowanie ma swój urok.
W tym uroczym miasteczku zjadam taką można powiedzieć obiadokolację, po czym z przystankiem w sklepie powracam do kwatery.
DZIEŃ 3.
Nastał czas powrotu. Trasa, choć dosyć prosta, nie można jej odmówić uroku. Na początek wspinam się po długich schodach prowadzących na stację, a tam czeka już motoraczek.
Frekwencja zerowa, no ale to z uwagi na niedzielę i wczesną porę. Bez przeszkód docieram do Zwolenia. Tym razem w tym mieście całe szczęście nie mam żadnej dłuższej przerwy i dosyć szybko przesiadam się na skład do Vrutek.
Ludzi sporo, ale są rozłożeni po całym składzie. Mimo wszystko jestem zaskoczony, zważywszy na porę dnia. Jedziemy jednotorową, ale zelektryfikowaną linią. Sieć kończy się w Bańskiej Bystrzycy. Po drodze mijamy uzdrowisko Silac.
Na wyjeździe ze Zvolenia mijamy zamek.
Zvolen Mesto.
Vlkanova.
Banska Bystrica.
Za Bańską Bystrzycą kończy się tak jak wspominałem sieć trakcyjna i zaczyna się moim zdaniem najpiękniejszy odcinek linii kolejowej na Słowacji. Ten odcinek jest kręty, o górskim profilu, otoczony lasem, z wieloma tunelami i wiaduktami. Nie ma tu pociągów regionalnych, tylko rychliki. Nieraz zataczamy pętle, w ten sposób, że w dole widać tory, którymi chwilę wcześniej jechaliśmy.
Ulanka, gdzie stajemy na krzyżowanie.
Harmanec Jaskyna.
I nieco zdjęć widoków.
W Hornej Stubnej dołączamy do trasy, którą jechałem w tamtą stronę. Skład opuszczam w miejscowości Martin. Czas, który mam do następnego pociągu, wykorzystuję na pokręcenie się po okolicy i wizytę w galerii handlowej. Generalnie nic godnego polecenia. Do Cadcy zawiezie mnie elektryczna jednostka od Skody.
Krótka jazda do Vrutek, a następnie wjeżdżamy na magistralę. Jest ona nadal w remoncie, więc od czasu do czasu pojawiają się jakieś dziwne zwolnienia. Dwa zdjęcia z trasy.
W Cadcy krótka przerwa, którą wykorzystuję na posiłek, który okazuje się nienajlepszy. Do Zwardonia zawiezie mnie motoraczek.
Bilet międzynarodowy na tę trasę do najtańszych nie należy. Motorak jakichś potężnych prędkości nie rozwija, więc jazda dość mozolna. W Zwardoniu nie mam za wiele czasu, a moja osobówka do Katowic jest już podstawiona. Od czasu mojej ostatniej wizyty, perony przeszły modernizację.
Ze względu na profil oraz stan linii, jazda do stolicy Górnego Śląska trwa bardzo długo. W dodatku linia od lat jest rozgrzebana. Jazda tą trasą, mimo całkiem ciekawego klimatu i widoków na Beskid Żywiecki, może być udręką. W Katowicach czas wykorzystuję na normalniejszy już posiłek, a następnie CHEMIKIEM powracam do Łodzi.