wtorek, 11 marca 2025

Skalne Miasto, Dolina Izery i nie tylko

 W długi sierpniowy weekend 2023 postanowiłem wybrać się do czeskiego Skalnego Miasta. Zwiedzenie tego obszaru stworzonego przez naturę było głównym celem wyjazdu, niemniej jednak dodałem parę kolejowych ciekawostek do tego wyjazdu. Udało mi się zmieścić dwie czeskie lokalki, w tym jedną z marginalnym ruchem, przejście graniczne Lubawka - Kralovec i jeszcze dwie linie w Polsce.

DZIEŃ 1.

Łódź opuszczam po 10 Regio w kierunku Poznania. Jedzie zmodernizowany EN57 kupiony bodajże z Zachodniopomorskiego. Do Ostrowa docieram planowo. Tam krótka przesiadka na spota, którym docieram na główny dworzec we Wrocławiu.









Po szybkiej wizycie w KFC udaje się na peron 5, gdzie podstawiony jest krótki impuls do Szklarskiej Poręby, a w praktyce do Jeleniej Góry, bo dalej jest KKA. W życiu nie widziałem tak zapchanego pociągu. Nie wszystkim udało się zmieścić, mi na szczęście tak, ale stoję praktycznie przy drzwiach bo dalej nie ma gdzie stopy postawić. Koleje Dolnośląskie borykają się z problemami taborowymi spowodowanymi wyłączeniem z ruchu dłuższych impulsów, które w dziwny sposób przestały się uruchamiać. Nadal do końca nie wiadomo co tak na prawdę się stało, gdyż zarówno producent Newag, wykonawca naprawy rewizyjnej ASO Mieczkowski, jak i przewoźnik podają różne wersje wydarzeń. Niemniej konsekwencją są przepełnione pociągi na najpopularniejszych trasach. Większość pasażerów wysiada w Świebodzicach, od Wałbrzycha można zająć miejsce siedzące. Przez upychanie ludzi na stacjach i wydłużony postój w Jaworzynie Śląskiej na zmianę mechanika, łapiemy opóźnienie +15. Trochę jednak udaje się zgubić i w Sędzisławiu bez problemu przesiadam się na motoraczka GW Train Regio, który powiezie mnie do czeskiego Trutnova.










Frekwencja nie jest jakaś wybitnie duża, ale motorak jest mały, więc o miejsce przy oknie ciężko. Sporo osób jednak wysiadam w  Kamiennej Górze, a od Lubawki ludzi można policzyć na palcach jednej ręki.

Kamienna Góra.










Błażkowa, która jest przystankiem na żądanie. Czeski kierownik dwukrotnie pyta czy ktoś chce tam wysiąść, a kiedy nikt się nie zgłasza, przekazuje tą informację do mechanika. W związku z tym nie zatrzymujemy się tu.









Lubawka, dawne przejście graniczne, co widać po okazałym budynku. Stoi on jednak pusty i niszczeje. Dziś do obsługi podróżnych służy jedynie wiata.











Po odjeździe zakupuje u kierownika bilet z Kralovca do Trutnova, bo kończy się ważność mojego biletu Weekend z KD. Początkowo planowałem jechać na zwykłych biletach jednorazowych, ale w łódzkiej kasie PR napotkałem na problemy z wystawieniem biletów w takich relacjach, szczególnie powrotnego, który był nieco skomplikowany. Ostatecznie zdecydowałem się więc na podobny cenowo bilet Weekend z KD. Na linii którą jadę, prędkość nawet przyzwoita. Pierwszą stacją na terenie Czech jest Kralovec.










Odgałęzia się tu krótka linia do miasteczka Zacler, jednak jest ona nieczynna.









Po czeskiej stronie przystanki są na żądanie. Zatrzymujemy się tylko w Krenov.

Bernartice u Trutnova










Krenov.









Libec.









Część trasy prowadzi na dość wysokim nasypie, widoki więc ciekawe.









Aby dojechać na główną stację w Trutnovie konieczna jest zmiana czoła. Następuje ona kawałek przed peronami na stacji Trutnov-Porici, nie mamy tam więc postoju handlowego.








Ostatni postój to stacja Trutnov střed.









I zgodnie z planem docieram na dworzec Trutnov hl.n. Torowisko na stacji jest niezelektryfikowane, jak zresztą wszystkie linie w tym rejonie. Jest to czterokierunkowy węzeł, a obok stacji znajduje się depo z największym skupiskiem wagonów motorowych 843 i 854 w Czechach. Budynek dworca zadbany, funkcjonują dwa okienka kasowe, jest niewielka poczekalnia. Kilka zdjęć.














Motoraczek którym przyjechałem odjeżdża w drogę powrotną do Sędzisławia, a ja udaje się do miejsca w którym zarezerwowany mam nocleg na te trzy dni. Jest to mieszkanie nie daleko dworca o wysokim standardzie za przystępną cenę. Po dopełnieniu wszystkich formalności i odpoczęciu, powracam na trutnovski dworzec i zakupuję bilet do Svobody nad Upou, po czym zajmuję miejsce w podstawionym motoraczku.









Odjazd zgodnie z planem, zaraz po odjeździe kontrola biletów. Ludzi w motoraczku malutko. Przystanki na trasie są na żądanie, zatrzymujemy się jedynie w Mladych Bukach. Ta linia również jest interesująca jeśli chodzi o widoki. Spoglądając w kierunku Svobody, widzimy szczyt Śnieżki.













Przystanki po trasie.
Trutnov Zelena Louka.













Trutnov Stare Mesto.














Kalna Voda, pociągi pasażerskie nie mają tu postoju.













Mlade Buky.














Do stacji końcowej docieram zgodnie z planem. Z mojej mapy wynika, że stacja jest bazą wypadową na Śnieżkę. Można się dostać stamtąd szlakiem pieszym bądź autobusem skomunikowanym z pociągiem do Pecu pod Snezkou i stamtąd wyciągiem. Na Śnieżkę można się również oczywiście dostać od strony Polski. Stacja to właściwie takie centrum przesiadkowe między wspomnianymi wcześniej autobusami a pociągami. Jest tu jeden wspólny zadaszony peron oraz tablica odjazdów. Rozkład daje mi tu 3 minuty, jednak motorak odjedzie z lekkim opóźnieniem właśnie ze względu na oczekiwanie na autobus z Pecu, z którego przesiada się na prawdę sporo ludzi. W Polsce nie do pomyślnia, skomunikowanie autobusu z pociągiem? I jeszcze w sytuacji gdzie za godzinę jest następny? Niee.


















W tą stronę frekwencja w pociągu już zdecydowanie wyższa, wszyscy pasażerowie to przesiadkowicze z  autobusu. Przed jego przyjazdem motorak był całkowicie pusty. W połowie drogi zaczyna się ulewa. Tuż przed przystankiem Trutnov Zelena Louka gwałtownie hamujemy. Mechanik wysiada i kręci się na torach przed pociągiem. Po chwili macha do drugiego mechanika, żeby podjechał w peron. Chwilę później wchodzi kierowniczka i informuje, że można opuścić pociąg i zrezygnować z  dalszej jazdy, bo będziemy musieli poczekać na policję i nie wiadomo ile to potrwa. Niestety, nie znam za dobrze czeskiego i nie zrozumiałem co się tak na prawdę wydarzyło. Wysiadam więc i sprawdzam jak daleko jest stąd do miejsca w którym nocuje. Okazuje się, że dość daleko, jednak jeździ tam jakiś miejski autobus. Zamierzam więc skierować się w stronę przystanku, jedank wtedy z dużą prędkością zjawiają się dwa radiowozy na sygnale. Podjeżdżają na trawnik koło motoraka, policjanci rozmawiają chwilę z mechanikiem i kręcą się koło pociągu. Po kilku minutach motorak podjeżdża na początek peronu, a mechanik zaprasza pasażerów którzy zostali na peeronie z powrotem do środka. Prawdopodobnie chodziło o kamienie położone przez kogoś na torach. Taka sytuacja miała już miejsce kilka tygodni wcześniej w okolicy Trutnova i doprowadziła do wykolejenia pociągu. Tutaj na szczęście nic poważnego się nie stało.















Na główną stację w Trutnovie docieram +25. Oczekuje tu też Sp do Svobody nad Upou, który nie mógł odjechać bo zajmowaliśmy szlak. Ja po krótkiej wizycie w Billi udaje się do noclegu.

DZIEŃ 2.
Budzę się wcześnie, choć zupełnie niepotrzebnie. Dzisiejszy dzień planuję poświęcić na wizytę w Skalnym Mieście w Adrspach, jednak zanim tam się udam, moim ceelem będzie trasa Martinice v Krkonosich - Rokytnice nad Jizerou, gdzie od lat już jeździ tylko jedna para pociągów, tylko w weekendy. Co prawda dziś jedzie tam również specjalny pociąg z parowozem, jednak ja wybrałem zwykłą osobówkę, która godzinowo i cenowo bardziej mi pasowała. Na dworcu zjawiam się około 8 i po zakupie biletu zajmuję miejsce w Sp do Chlumca nad Cidlinou.













Frekwencja średnia. Podczas kontroli kierowniczka przypomina o przesiadce w Martinicach. Na trasie często mijamy stada koni przy torach. 
Vlcice.













Pilnikov.













Chotevice.













Hostinne.













Hostinne Mesto.














Prosecne.













Klasterska Lhota.













Kuncice nad Labem.














Horni Branna, wjeżdżamy do kraju libereckiego.













Pociąg opuszczam w Kuncicach nad Labem. Na stacji spory tłumek ludzi, którzy obserwują historicky vlak, który dziś przemierza te okolicę i akurat stoi na tej stacji. Skład z parowozem uda się podobnie jak ja, do Rokytnic nad Jizerou, jednak najpierw zrobi to oczekujący już motoraczek ze mną na pokładzie. 


















Frekwencja w pociągu nawet nie najgorsza. Z początku linia bez nadzwyczajnych widoków. Pierwszą stacją są Jilemnice, w których mamy planowo dość długi postój z przyczyn niewiadomych.
















Na stacji znajduje się też mapa, jednak jest nieco nieaktualna bo jeszcze z czasów Czechosłowacji :).
Widok na Jilemnice.













Kolejną stacją jest Hrabacov.













Vichova nad Jizerou.













Horni Sytova.













Ponikla.













Ponikla zastavka.













Tor wiedzie wzdłuż rzeki Izery, widoki robią wrażenie.






















Jablonec nad Jizerou-Hradsko.













Jablonec nad Jizerou, tu pociąg opuszcza większość pasażerów.














Ostatni, krótki fragment pokonują jedynie dwa kursy na tydzień. Stacja w Rokytnicach nad Jizerou znajduje się faktycznie w średnio atrakcyjnym miejscu. W okolicy znajduje się bodajże tartak, przepływa także, zgodnie z nazwą, rzeka Izera. Na stacji stoją również... tramwaje tatra T3 z Ostravy. Po wycofaniu z ruchu, zakupili je aktywiści z myślą o uruchomieniu komunikacji tramwajowej w Karkonoszach. Do ich ruchu przystosowana miała zostać linia z Jabłońca do Rokytnic (kosztem pociągów), a dalej tory miałyby prowadzić w okolice Harrachova. Przedsięwzięcie to wydaje się jednak mało prawdopodobne do zrealizowania.































Rozkład daje tu niezbyt dużo czasu. W drodze powrotnej frekwencja również niska, od Jabłońca wzrasta. W Jilemniacach ponownie dość długi postój. Zgodnie z planem docieram do Martinic, jednak przyśpieszonego do Trutnova jeszcze nie ma. Zjawia się kilka minut później, a motoraczek będzie powracać do Jabłońca.















Powrót do Trutnova tą samą trasą. Ludzi w pociągu sporo. Miejsce zajmuje w wagonie motorowym. Po dojeździe na miejsce krótka wizyta w miejscu noclegu i szybki obiad w postaci gulaszu w okolicznej restauracji. Dwie godziny później powracam na dworzec i zajmuje miejsce w pociągu do Teplic Nad Metuji, który jest już podstawiony.













Frekwencja bardzo mizerna. Z początku krajobraz niezbyt urozmaicony, z czasem zaczynają pojawiać się skałki.
Trutnov zastavka.













Lhota u Trutnova.













Petrikovice.













Chvalec.













Radvanice.













Janovice u Trutnova.













Hodkovice u Trutnova.













Horni Adrspach.













Pociąg opuszczam we właściwym Adrspachu. 
















Moim celem jest oczywiście słynne skalne miasto. Wstęp zarezerwowałem wcześniej i dobrze, bo zainteresowanych bardzo dużo. Sam obiekt robi naprawdę wrażenie. Skalne formy są pokaźnych rozmiarów i z pewnością jest co oglądać. Jeziorka również na żywo zachwycają swoimi kolorami. Dużą atrakcją jest przejście drewnianą ścieżką pomiędzy skałami, drabinki, czy rejs łódką po jeziorku.















































































Wizytę w Skalnym Mieście polecam każdemu. Ja natomiast po zwiedzaniu i zjedzeniu posiłku udaję się na stację, gdzie stoi min. szynobus Kolei Dolnośląskich do Wrocławia. Ja jednak czekam na czeski pociąg do Teplic Nad Metuji, aby uzupełnić jeszcze krótki brakujący mi fragment linii kolejowej, a następnie zjechać do Trutnova na nocleg.














Teplice Nad Metuji Skaly.













Teplice Nad Metuji Mesto.













Na głównej stacji Teplice Nad Metuji położonej na trasie z Nachodu do Mezimesti, którą już kiedyś jechałem, kilka minut na zmianę czoła. Całkiem klimatyczna stacja, gdyby to było w Polsce panowałaby tu już betonoza, a zamiast budynku stałaby szklana wiata.
















Podróż powrotna już właściwie w szarówce. Jedzie się dosyć długo, bo prędkość nie powala, no ale to cecha charakterystyczna większości czeskich lokalek. W Trutovie, chociaż już po ciemku, decyduję się obejrzeć rynek, bo wcześniej nie starczyło czasu. Późną porą prezentuje się on naprawdę ładnie.


















I z tego dnia byłoby na tyle.

DZIEŃ 3.
Czas na powrót do Łodzi, oczywiście nie najprostszą trasą. Trutnov opuszczam motorakiem do Sędzisławia.















Jazda tą samą trasą co w tamtą stronę zatem nie ma co się rozpisywać. Frekwencja prawie zerowa, pewnie ze względu na wczesną porę. Od Kralovca znów obowiązuje moje Weekend z KD. W Sędzisławiu przesiadka na impulsa do Wrocławia.













Jadę nim jednak tylko do Wałbrzycha, gdzie przesiadam się na szynobus do Kłodzka, a docelowo do Kudowy, czy tam Dusznik, bo dalej KKA.













Czeka mnie jazda linią określaną jako najpiękniejsza w Polsce. Na tej trasie obowiązują przystanki na żądanie, co w Polsce wciąż nie jest zbyt popularnym rozwiązaniem na kolei. W szynobusie po odjeździe załącza się jakiś głośny alarm. Słychać go również w kabinie maszynisty, przez co po wyjeździe ze stacji mamy nieplanowy postój na próbę opanowania sytuacji. Nie odnosi ona jednak skutku i ruszamy dalej. Alarm uspokoił się gdzieś tak w połowie trasy.
Jedlina Zdrój.














Głuszyca.













Bartnica.













Świerki Dolne.













Nowa Ruda Zdrojowisko.













Ścinawka Średnia.













Bierkowice.













Parę ciekawszych ujęć wychwyconych po drodze.




















































Na linii znajduje się najdłuższy w Polsce czynny tunel kolejowy oraz najwyższy wiadukt, w Ludwikowicach Kłodzkich. Trasa z pewnością jest widokowa i warta polecenia, jednak mam wrażenie że często jest przeceniana. Szczególnie jazda szynobusem nie należy do szczególnie klimatycznych. Pociąg opuszczam w Kłodzku Mieście.
















Godzinkę czasu poświęcam na zjedzenie posiłku i pokręcenie się po okolicy. Następnie wsiadam w osobówkę do Wrocławia, a tam po chwili czekania w impulsa do Milicza. Przypominam sobie trasę, którą jechałem w 2016 roku jeszcze kiblem Regio. Stacje i przystanki już zmodernizowane, prędkość lepsza i oferta połączeń znacząco się poprawiła. Frekwencja dopisuje, jedzie dużo rowerzystów. W Miliczu mam trochę czasu. W okolicy przepięknego budynku dworca znajduje się pomnik kolei wąskotorowej, która niegdyś tędy przejeżdżała. Jest nim lokomotywa Lyd1. Teraz w miejsce szlaku wąskotorowego została zbudowana droga rowerowa. Śladem po kolei wąskotorowej jest też przykryty nieco asfaltem fragment torowiska pod wiaduktem kolejowym. W okolicy jest też kilka innych pomników wzdłuż trasy rowerowej, między innymi Mbxd1-168 sprowadzony z Krośniewic. W pobliżu jest również niewielki staw.






































































Powracam na dworzec, gdzie czeka już osobówka Kolei Wielkopolskich do Poznania. Jest nią EN57AL, który mimo modernizacji posiada otwieralne okna.














Ludzi jak na lekarstwo, ale im dalej tym pociąg zaczyna się coraz bardziej zapełniać. Najwięcej osób wsiada w Koźminie Wielkopolskim. Uzupełniam ten denerwujący brak z Krotoszyna do Jarocina. No cóż, jak to mówią pod latarnią najciemniej. Linia generalnie w otoczeniu pól.
Bożacin.













Wolenice.













Koźmin Wielkopolski.













Obra Stara.













Golina.













Opuszczam pociąg w Jarocinie.













Po niezbyt długim oczekiwaniu wsiadam w Łka z Poznania do Łodzi. Pociąg jest przyśpieszony. Docieram nim na Łódź Fabryczną i kończę ten naprawdę udany wyjazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz